Minęło zaledwie kilka miesięcy, a na forum Szeptów wiele się zdarzyło. Nowi użytkownicy przychodzą i odchodzą, niestety rzadko pozostawiając za sobą trwały ślad, jednak starzy bywalcy wciąż pracują ciężko.
W dziale "Na papierze spisane" przez ten czas pojawiło się kilka tekstów, o których warto tutaj wspomnieć:
- "Władca Dusz" InfernalTear oraz Virial - pisana kiedyś wspólnie, dłuższa powieść teraz ujrzała światło dzienne. Pierwsze fragmenty już zbierają pozytywne opinie, a historia o piekle i niebie zapowiada się obiecująco.
- "Będą Walczyć" Rakshasha - krótka miniatura, zgodnie uznana za najlepszy tekst ów użytkowniczki jak do tej pory, choć pojawiły się głosy, że niewystarczająco długi.
- "Shïk'ra" Seranvis - kolejna powieść, której pojawiły się już dwie części. Niezwykłe postaci revor wzbudziły w użytkowniczkach mieszane emocje, ale również zaciekawiły.
- "Tkacze nieszczęścia" InfernalTear - bardzo życiowa miniatura, w której problemy współczesnych ludzi zostały pięknie zobrazowane i podsumowane przez dialog chłopca z aniołem. Tekst warty przeczytania i pobudzający do refleksji.
- "Dark Souls" Garrett - fanfiction utrzymane w tajemniczym, nieco mrocznym klimacie również zebrało jak do tej pory same pozytywne opinie, a użytkownicy zgodnie stwierdzili, że czekają na dalsze części.
Z innych ważnych spraw koniecznie trzeba nadmienić awans poszczególnych użytkowników:
- de Sade została ogłoszona nowym Nadwornym Korektorem w zasłudze za obszerne i bardzo pomocne komentarze.
- Rakshasha oraz Garrett - od niedawna mogą poszczycić się tytułem Kruczego Pióra otrzymanym za aktywność i ożywianie forum.
W dziale Areny do skutku doszły dwa wyzwania, a ich zwycięzcami okazały się InfernalTear oraz YorgenWorgen - tytuły wspomniałam w poprzedniej notce. Niedawno także pojawiły się kolejne dwa wyzwania:
- "Bitwa" Rakshasha vs Seranvis - czyli pojedynek na lepszy opis bitwy w klimacie fantasy z kilkoma koniecznymi punktami, które muszą znaleźć się w tekście. Oboje czas na dostarczenie tekstów mają do 30 września.
- "Śmierć" InfernalTear vs Virial - pojedynek na tragiczną, romantyczną i bardzo emocjonalną śmierć. Czas na wysłanie tekstu mija 2 sierpnia.
Wspomniany w poprzedniej notce konkurs "Wilk w owczej skórze" niestety nie doszedł do skutku z powodu bardzo nielicznie dostarczonych tekstów.
Na forum i tutaj również pojawiły się nowe recenzje, wszystkie autorstwa NathalieRoss (pojawiły się również na jej osobistym blogu):
- "Niewolnica" – A.M. Chaudiere
- "52 powody, dla których nienawidzę mojego ojca" – Jessica Brody
- "Dotyk" – Jus Accardo
czwartek, 19 czerwca 2014
"Dotyk" – Jus Accardo - recenzja
To chyba już reguła, że zwracam uwagę na powtarzalność niektórych tytułów. Polskie wydawnictwa, jak i autorzy zagraniczni z pewnością wpadli w jakąś manię wtryniania naszych 5 głównych zmysłów wszędzie, gdzie się da. Szczególnie ten najbardziej intymny – zmysł dotyku. I tak powstały tytuły jak "Dotyk Julii", "Dotyk Gwen Frost", "Dotyk Crossa" (najbardziej pasuje do tej sfery intymności), "Dotyk ciemności", "Dotyk złodziejki", "Dotyk łajdaka" (te dwie również pasują bardziej). Całkiem ich dużo, nie? Z tego powodu miałam niewielkie wątpliwości co do "Dotyku" Jus Accardo, zanim zabrałam się za książkę. Gdy w końcu po nią sięgnęłam,moja opinia szybko się wyklarowała.
Deznee Cross – 17-letnia, na pozór zwyczajna dziewczyna zdecydowanie jest oczkiem w głowie swego ojca. Uwielbia mu grać na nosie i robić wszystko odwrotnie do tego, co jej polecił. Pewnego dnia między drzewami znajduje zabłąkanego i wyraźnie wystraszonego chłopaka. Zabiera go do domu, by znowu zagrać tatusiowi na nerwach, a tam okazuje się, że Kale dopiero co uciekł z ośrodka paranormalnego prowadzanego przez jej ojca. Denazen Corporation, bo tak się to miejsce nazywa, gromadzi (często przez porwania) ludzi z pewnymi tajemniczymi mutacjami. Każdy ma inny talent – zmiana postaci, czytanie w myślach, jasnowidztwo. Kale okazuje się być w posiadaniu znacznie niebezpieczniejszego daru – jego dotyk zabija. O dziwo, gdy próbuje grozić ojcu Deznee, że zabije jego córkę, jego plan popada w ruinę – Deznee jest odporna na jego dotyk. Tak zaczyna się u Deznee ścieżka dociekania prawdy o rodzinie i samej sobie.
Po zapoznaniu się z pierwszymi stronami książki byłam przekonana, że źle wybrałam lekturę. Kolejna historia, gdzie dotyk zabija, a ktoś jest na niego odporny. Bla. Bla. Bla. Szybko jednak dostrzegłam w niej coś innego. Można powiedzieć, że element ten jest jej X factorem. Chodzi mi mianowicie o zachowanie Kale'a. Nie zna wielu podstawowych uczuć, zjawisk, emocji, bo nie miał jak poznać ich w izolacji. Zachowuje się trochę jak dziecko – i słusznie! To nadało historii niesamowitego realizmu! Weźmy na tapetę taką rozmowę o trzymaniu się za ręce. Deznee nie umie wyjaśnić chłopakowi, że dla niej jest to gest świadczący o intymnych relacjach, a on dzięki niej rozumuje go jako oznakę lubienia się. Zabawnie – serio, serio. I co bardzo ważne – przez rozmowy Kale'a z Deznee i innymi można inaczej spojrzeć na otaczającą nas rzeczywistość właśnie dzięki prostemu podejściu chłopaka i jego niewiedzy.
"– Lubisz kogoś, gdy dobrze czujesz się w jego obecności, i lubisz kogoś, gdy on sprawia, że czujesz się kimś szczególnym, czujesz się szczęśliwy. Coś tak jak całowanie.
– To zamiast trzymać cię za rękę powinienem cię pocałować?"
Sama Deznee mnie rozbawiła graniem ojcu na nerwach. Nie dziwię się jej – nie ma matki, a ojciec nie poświęca jej uwagi. Momentami była zbyt naiwna i nie myślała do końca. Poza tym krążenie wciąż i wciąż po tych samych miejscach... pod nosem ojca... i z uciekinierem z jego ośrodka... cóż, to nie jest najmądrzejsze posunięcie, jeśli chce się ocalić własną i czyjąś skórę. Lepiej dać sprawie przycichnąć i uderzyć, gdy nikt się tego nie spodziewa. Niemniej jest postacią ciekawą, o własnym zdaniu, niezwykle samodzielną i odważną. Zdecydowanie łatwo jest ją polubić. Nie wiem tylko, dlaczego autorka nie wyjaśniła, jakim cudem dotyk Kale'a nie zabija Deznee. Może doczekam się tego w kolejnych częściach.
Z postaci drugoplanowych – ojca Deznee i Mercy nienawidzi się od ich pierwszych scen. Alex budzi gigantyczne podejrzenia. Branta się kocha (do pewnego momentu)
Mamy sensację, romans, wątek paranormalny, a to wszystko autora przyprawiła szczyptą akcji. Niby różne gatunki, a niezwykle zręcznie złączone. I momentami pojawiają się iskierki erotycznej atmosfery, no ale tylko iskierki, więc wrażliwi nie muszą się bać. Tylko ten romans zaczął się zbyt szybko... To odjęło dość dużo od realizmu historii, a szkoda, bo mogła zostać jedną z moich ulubionych, gdyby nie to tempo rozwoju "związku".
Ach, i ten humor Deznee, szczególnie w rozmowach z Mercy. To jeden z najważniejszych elementów tej książki! Koniecznie się z nim zapoznajcie!
" – Stan cywilny – Z jej głosu bił chłód porównywalny z powiewem arktycznego powietrza.
– Jeśli masz na myśli mnie, to nie jesteś w moim typie. A jeśli chodzi ci o ojca, to jest singlem, ale raczej też nie jesteś w jego typie. – Uśmiechnęłam się leciutko. Mercy nie wyglądała na rozbawioną. Na jej czole zaczęła pulsować jak szalona mała, niebieska żyłka.
Widok jej złości tylko mnie rozochocił.
– Właściwie to nawet nie wiem, kto jest w jego typie. Nigdy nie widziałam go z kobietą. Z przykrością muszę ci się zwierzyć, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że mój ojciec jest gejem".
Pochłonęłam tę książkę w dwa dni i to tylko ze względu na to, że miałam dużo nauki na studia. Gdyby nie to, skończyłabym ją w kilka godzin. Jest to cudna, wciągająca historia warta Waszej uwagi. Pojedyncze potknięcia, jak z tym tempem rozwoju romansu, niech Was nie zrażają, bo mimo to opłaca się poświęcić trochę czasu na poznanie tej historii. Jest to inny rodzaj morderczego dotyku. Z pewnością autorka miała świeży pomysł na fabułę i dobrze wplotła w nią humor. Ja już nie mogę się doczekać dorwania w swoje ręce kontynuacji, bo końcówka tej książki zostawiła mnie w napięciu.
~NathalieRoss
(Recenzja pojawiła się również na jej osobistym blogu.)
"52 powody, dla których nienawidzę mojego ojca" – Jessica Brody - recenzja
Od dłuższego czasu nie sięgałam po literaturę typowo młodzieżową. Ostatnie miesiące zajęła fantastyka, kryminały i seria o Crossie. Gdy po raz pierwszy usłyszałam o "52 powodach, dla których nienawidzę mojego ojca" w konkursie z fragmentami okładki na jednym z blogów, wcale nie byłam zachęcona do lektury. Wystarczyło jednak, że poznałam tytuł książki, który mnie zaintrygował, i wpisałam go w Google, by sprawdzić opis... i wiedziałam, że nie przepuszczę tej książki. Zakupiłam ją podczas wyjazdu nad morze (w chwili, gdy to pisze, zrobiło się okropnie na zewnątrz, burze – tak, kilka! – szaleją wszędzie wokół) i niemal od razu zabrałam się do czytania. Może to kwestia tego, że dopiero co skończyłam "W pół drogi do grobu" Jeaniene Frost i szukałam czegoś równie zachwycającego, a może książka po prostu tak została napisana. Nie jest zła, nie! Ale wybitna jak trylogia "Spętani przez bogów" też nie. Plusy jednak przeważają nad minusami.
Lexington Larrabee jest córką milionera. Ma czwórkę starszych braci, którzy odnieśli sukces w życiu. Ojciec był wobec nich o wiele bardziej kategoryczny niż wobec jedynej córki, którą rozpieszczał na wszystkie strony. Za kilka dni Lex kończy 18 lat i ma otrzymać 25 milionów na własny rachunek. Coś jednak staje jej na drodze...
Luksusy kończą się w dniu, w którym wjeżdża nowiutkim kabrioletem w ścianę sklepu. Media nie przestają o tym mówić, ale ojciec wraz z całą ekipą medialną ucisza sprawę. Na urodziny córki stawia jej jednak warunek. Ma podjąć się 52 prac z tych najmniej opłacanych na rynku – każdej przez tydzień. Jeśli wypełni je w stopniu co najmniej zadowalającym dla jej ojca, otrzyma po roku od 18-stych urodzin pieniądze. Jeśli nie, utraci wszystko. Żeby było gorzej, pojawia się jeszcze nowy stażysta w biurze jej ojca... i jako pierwszy od dawien dawna umie się jej postawić. Jak Lex wykorzysta nowe doświadczenia?
Od pierwszych stronach było mi dziewczyny szkoda. Wydawało się, że kolejnymi skandalami próbuje ściągnąć na siebie uwagę ojca. Kto to widział, żeby ojciec nie pokazał się na choćby jednym zakończeniu roku, tylko wysyłał sługusów, by nagrywali filmiki, których on i tak nigdy nie obejrzy? Nie sypia w domu, bo to zbyt intymne...? What the hell?! Naprawdę współczułam Lex. Nie rozumiem rodziców, którzy tak postępują – rodzina powinna zawsze stać wyżej niż kariera i ambicje. Bardzo się ucieszyłam, że taka sytuacja została przedstawiona w młodzieżowej książce. Może osoby w podobnych sytuacjach znajdą w niej jakieś porady lub wsparcie.
Fabularnie... cóż, historia dość przewidywalna. Ponadto początek był nierówny – raz się dłużył, a kiedy indziej pędził w zawrotnym tempie. Potem na szczęście tempo się poprawiło. Bardzo się rozczarowałam, że w tych 400 stronach autorka opisała zaledwie kilka z pięćdziesięciu dwóch prac Lex. Na szczęście opisy kilku z nich rozbawiły mnie do łez, co bardzo doceniam.
Zawsze szukam w książkach czterech rzeczy: dobrego humoru, trafnej i oryginalnej ironii, romansu oraz odrobiny (lub trochę więcej) melancholii. Humoru i ironii to tutaj nie brakuje. Lexington odkurzająca zagracony pokój to mistrzostwo świata. Jej peruki – inna na każdy tydzień – równie zabawne. Szkoda tylko, że z kolejnymi stronami tego humoru było coraz mniej. Romans i odrobina melancholii też się tu znalazły, więc wszystkie cztery składniki dobrej historii są obecne w tej historii.
Główna bohaterka, Lex, na początku mnie irytowała. Zdobyła sobie jednak moją sympatię znajomością francuskiego, skrytykowaniem kobiety w limuzynie i nieustannymi sprzeczkami z Brucem. Szkoda, że nie doceniała, jak dobre wiedzie życie dzięki ciężkiej pracy ojca. Mimo mojej antypatii do niego za zachowanie wobec córki, doceniam to, że doszedł do swojej fortuny ciężką pracą i że próbował chronić córkę przed powieleniem losu matki.
Wracając do niej samej... promując książkę, nazwano ją Kopciuszkiem, ale od początku miałam wrażenie, że chodzi o Kopciuszka pod względem materialnym i się nie myliłam. Dziewczyna ma charakter typowej, wręcz stereotypowej dziedziczki wielkiej fortuny, zawsze rozpieszczanej do granic możliwości i otoczonej ludźmi spełniającymi jej najdziwniejsze zachcianki. To momentami naprawdę irytuje. Pocieszył mnie jednak fakt, że podjęła się tych wszystkich prac wyznaczonych jej przez tatę z takim a nie innym nastawieniem i "stanem umysłu oraz żołądka". Dzięki temu historia wyszła tak przewrotnie.
Jest jeszcze Luke Carver – młody (dwudziestoletni) mężczyzna o śliczniutkiej chłopięcej twarzy, mocnej szczęce i ulizanej męskiej fryzurze rodem z magazynu mody. Irytujący, arogancki palant. Półgłówek. Nieznośny robal. Wzorcowa wersja korporacyjnego robota. Stażysta w firmie ojca Lex, która właśnie wszystkich wymienionych epitetów używa do opisywania chłopaka, kiedy ten zostaje przydzielony do zdawania raportów z postępów dziewczyny w pracy 52 pracach. Pomijając już przezabawne momentami raporty, ich relacja również rozwija się dość przewidywalnie. Kilka wątków pozostaje niewyjaśnionych jak rzekoma randka Luke'a, kiedy Lex zaczyna odkrywać, że chłopak jej się podoba. Szkoda, że autorka zostawiła takie niedopowiedzenia.
Oprawa graficzna jest cudowna. Fabryka Słów niestety ostatnio pogorszyła jakość okładek (przykładowo w serii o Dorze Wilk), więc bardzo ucieszyła mnie oryginalność i ogółem pomysł na tę od "52 powodów". Można się poczuć jak przy lekturze czasopisma w stylu Glamour i tym podobnych. Chociaż tak grubego czasopisma jeszcze nie czytałam.
Styl autorki jest typowo młodzieżowy. Nie znajdziemy tu trudnych słów, nagromadzenia mocno rozbudowanych zdań złożonych i wycudowanych epitetów. Czyta się szybko i przyjemnie, tak jak powinno podczas lata, więc wydawnictwo bardzo dobrze wycelowało z data wydania książki.
"52 powody, dla których nienawidzę mojego ojca" zapowiadały się dokładnie tak jak wyszły. Z jednym małym wyjątkiem – powinno być więcej opisów prac i nieco więcej humoru. Mimo to lektura w sam raz na lato. Czyta się przyjemnie, mimo iż historia jest dość przewidywalna i momentami schematyczna i lekko bezsensowna. Polecam czytelnikom w każdym wieku, aczkolwiek najbardziej młodzieży.
~NathalieRoss
(Recenzja pojawiła się również na jej osobistym blogu.)
"Niewolnica" – A.M. Chaudiere - recenzja
Istnieją książki, które mimo jakichś prywatnych dziwacznych uprzedzeń koniecznie chce się przeczytać. W moim przypadku jest tak z polskimi autorkami – raczej się ich wystrzegam. Miałam więc pewne wątpliwości, gdy usłyszałam o "Niewolnicy" autorki ukrywającej się pod pseudonimem A. M. Chaudière. Zniknęły one jednak tak szybko, jak tylko przeczytałam opis historii – od dłuższego czasu interesuje mnie tematyka niewolnictwa, zaś miłośniczką fantastyki byłam chyba od zawsze, więc zabrałam się za książkę z piękną dedykacją, za co dziękuję autorce, z ogromną przyjemnością. Nie zawiodłam się. Ba! książka przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania. Minął tydzień od tego, jak ją skończyłam, a ja wciąż każdego dnia przeżywam historię Ariny, Azarela i Severia. Ale po kolei...
Arina jest zniewolonym magiem z rodu Veilleur. Jej panem i władcą jest bezlitosny mag Aszarte – Azarel. To jednak nie jedyny mężczyzna w jej życiu, mimo że żywienie jakichkolwiek uczuć do kogokolwiek jest jej surowo zabronione. Pewnego dnia bowiem poznaje Severia – Gwardzistę Akademii Morza Deszczów. Jedna kobieta i dwóch mężczyzn. Ona zniewolona fizycznie i psychicznie, a oni szaleńczo zakochani, chcący ją "naprawić" i wyzwolić jej myśli. Który z nich zawiedzie, a który wygra? Czy Arina umie pokochać? I najważniejsze – czy umie żyć jako wyzwolona i czy osobę z jej przeszłością czeka szczęśliwe zakończenie?
"Niewolnica" ma prawie 600 stron, ale autorka przyznaje, że gdyby wydawnictwo tak nie rozwlekło jej tekstu na stronie, zajmowałaby ich zaledwie około 400. Piszę to, gdyż wiem, że niektórych takie cegiełki przerażają. Tu nie ma czego się bać – czyta się szybko, płynnie i naprawdę przyjemnie. Język jest odpowiedni dla klimatu powieści – ani zbyt młodzieżowy, ani zbyt podniosły, ale właśnie odpowiednio wyróżniający się na tle innych powieści o podobnej tematyce. Ta z kolei również nie jest czymś, co do tej pory mieliście okazję spotkać – to coś nowego, powiew pewnej świeżości, mimo że łączy kilka dobrze znanych nam elementów. Zestawienie ich jednak z niewolnictwem nadało wszystkiemu zupełnie nowych barw.
Samo niewolnictwo zostało dobrze ukazane. Autorka niczego nie zbagatelizowała, ukazała mroczne aspekty takiego życia zarówno w postaci Ariny, jak i kilku drugoplanowych charakterów jak Anna i Max. Ich dwójki i paru innych osób dotyczy pewna scena, która rozłożyła mnie na łopatki. Dosłownie czytałam ją kilka razy, by zrozumieć, że autorka naprawdę to wymyśliła i po prostu ryczałam nad książką o drugiej w nocy przed wykładami z profilaktyki uzależnień. Korciło mnie potem, by powiedzieć prowadzącej, że uzależniłam się od książki o niewolnicy, ale stwierdziłam, że nie będę aż tak szarżować na samym początku roku akademickiego. Niemniej tak się czułam – A.M. Chaudière chwyciła mnie za serce i nie chciała puścić. Skończyłam tę książkę równo tydzień temu i dopiero dziś dałam radę zebrać myśli, nie mówiąc już o jakimkolwiek ogarnięciu emocji. Do tej pory przeżywam wydarzenia ze środka i z finału. Majstersztyk emocjonalny.
Postaci są niesamowicie dobrze wykreowane. I pomyśleć, że mamy do czynienia z debiutantką – takie osoby przywracają mi wiarę w polskich pisarzy. Arina jest odpowiednio pokorna, ale nie straciła resztki nadziei. Zostaje złamana, ale powstaje z popiołów. Nie użala się nad sobą, a dodatkowo chroni bliskich. Azarel jest okrutny i bezlitosny, ale też inteligentny, dzięki czemu w końcu zaczyna rozumieć swoje uczucia i zmieniać zdanie w niektórych sprawach. Severio zaś stanowi wzór cierpliwości i wszelkich innych cnót, takiego faceta sama chciałabym mieć na własność (najlepiej w łóżku, ale cicho-sza na ten temat). Muszę jednak zwrócić Waszą uwagę na element, który mnie sam trochę uraził – wątek uczucia między Azarelem i Ariną pojawia się znikąd, nie zostaje konkretniej wyjaśniony i niestety niszczy realizm historii. Jej relacje z Severiem mają więcej sensu i są odpowiednio rozwijane, podczas gdy brutalność pana i władcy jej życia nagle zaczyna przemieniać się w namiętność. Takim rzeczom mówię NIE, ale mimo że mnie to uraziło, nie potrafię się za to złościć na autorkę – po prostu i tak pokochałam tę książkę i jej postaci całą sobą.
Lekturę "Niewolnicy" skończyłam w środku nocy – niecałą dobę przed imprezą integracyjną. Wiecie, co jest najlepsze? Po przeczytaniu ostatnich zdań i zamknięciu książki siedziałam jeszcze dobrą godzinę, zastanawiając się, co ja właśnie przeczytałam. Zakończenie było minimalnie przewidywalne, bo w trakcie lektury dostawaliśmy momentami delikatne wskazówki a propos niego, ale mimo to byłam w lekkim szoku. Nie powiem Wam, czy pozytywnym, czy negatywnym, by nie psuć przyjemności z lektury, ale dosłownie wryło mnie, w tym przypadku, w łóżko z wrażenia.
Okładka jest cudna moim zdaniem. Mam słabość do tego typu dzieł. Dodatkowo autorka sama stworzyła mapki świata stworzonego, posiadłości Azarela i terenów Akademii Morza Deszczów. Jak to ja, spojrzałam na nie dopiero po zakończeniu czytania i jak to ze mną bywa, okazało się, że wyobrażałam sobie wszystko na opak, ale w sumie dość podobnie. Może dlatego, że po rozmowie z autorką wiem, że obie mamy dość wspólnych cech i to stanowi całkiem sensowne uzasadnienie dla tego, że umiałam sobie jako tako wyobrazić ten świat.
Podsumowując, debiut literacki A.M. Chaudière wbija w fotele, łóżka, podłogę i tym podobne. Płakałam, śmiałam się, wzruszałam, złościłam, przeżywałam wszystko wraz z bohaterami. Czułam ból Ariny, rozdarcie Azarela, cierpienie Severia, podłość Sail i jej brata, surowość władz Akademii i przyjaźń Anny. "Niewolnica" porusza trudny temat niewoli seksualnej, ale jednocześnie stanowi historię o sile uczucia, woli przetrwania, nadziei i wiary w lepsze jutro. Gorąco polecam wszystkim, gdyż nie ma tu scen, które by Was zniesmaczyły, a powieść jest naprawdę warta lektury i posiadania jej na swojej półce. U mnie książka stanie na honorowym miejscu, gdy w końcu będę gotowa, by ją odłożyć dalej, niż sięgają moje ręce :)
~NathalieRoss
(Recenzja pojawiła się również na jej osobistym blogu.)
Subskrybuj:
Posty (Atom)