środa, 12 września 2012

Gniazdo Kruków - nowy dział dla zasłużonych





     Drodzy Użytkownicy Szeptów! Jak zapewne już zauważyliście, Leśny Dwór dorobił się nowego działu: Gniazdo Kruków. Klikając w ten link widzicie także, że... nic nie widzicie. Dzieje się tak, ponieważ dział ten otwarty będzie tylko dla specjalnej grupy Użytkowników, jaką są Krucze Pióra. Ale piórem takim może zostać każdy z Was! Wystarczy tylko być aktywnym czytelnikiem i komentatorem, oraz wykazywać chęci aktywnej pomocy Nam — młodym pisarzom.
     Po co powstał dział? Po to, aby pomagać sobie nawzajem. Grupa zasłużonych Użytkowników ma na celu spotykać się przy kawie chłodnego wieczora w jeden dany dzień tygodnia, aby dyskutować o pisarstwie w wąskim tego słowa znaczeniu. Pod lupę będziemy brali każdego tygodnia innego użytkownika, inną publikację. I wcale nie musi być to publikacja forumowa — wręcz przeciwnie, chętnie przeczytamy dalsze części małych fragmentów, lub zupełnie nowe twory. Poświęcimy tydzień na przygotowania do zażyłej dyskusji, a później cały wieczór i dwa opakowania kawy, herbaty czy innego kakao na rozmowy o każdym przecinku, wąsach bohatera, zjedzonej literce i relacjach matki z synem.
     Użytkowniku — nie czekaj! Zwiększ swoją aktywność już dziś, aby w nagrodę odebrać dostęp do Gniazda Kruków!

niedziela, 9 września 2012

Wybory miss jesieni!






      Zapraszamy do udziału w kolejnym iście literackim konkursie, w którym główną nagrodą jest możliwość zmiany koloru nicku na dowolny (inny od kolorów członków Leśnego Dworu) na okres miesiąca oraz reklama wybranego tekstu na okres jednego tygodnia w nagłówku forum.
      Konkurs ma na celu rozwinięcie u naszych młodych pisarzy umiejętności pisania opisów. Wydawać by się mogło, że to taka prosta rzecz, ale warto w nią włożyć czasem trochę więcej pracy, jak pokazuje poradnik, aby nasze teksty nabrały stylu i zaskoczyły czytelników, rozwijając ich wyobraźnię.
      W tym konkursie trzeba zaprezentować fragment opisujący istniejącą już postać żeńską z opowiadania/powieści - oczywiście postać naszego autorstwa. Najlepiej będzie, jeśli postać zgłoszona do konkursu istniała już wcześniej, a nie zostanie wymyślona na jego potrzeby. Jednak jeśli ktoś chce wziąć udział, a nie pisze długich tekstów to również jest taka możliwość.
      Opis powinien zawierać szczegółowy opis twarzy, ciała oraz odzienia postaci – najlepiej takiego, jakie zwykle nosi. Mile widziane zdobienia ciała, takie jak kolczyki, tatuaże, znaki szczególne.
      Prace proszę wysyłać do InfernalTear lub Pearl Raven do 23 września do godziny 23.00.
      Głosowanie będzie przebiegać tak jak we wcześniejszych konkursach.



Powodzenia!

Leśny Dwór

sobota, 1 września 2012

Konkurs trzeci - Opis architektury - Zwycięzcy!


     Trzecim i jak na razie ostatnim konkursem była przeprowadzona w lipcu walka na Opis Architektury. Udział wzięło sześciu Użytkowników, a poniżej znajdują się trzy najlepsze prace.


Miejsce pierwsze - Virial

     Siedział na niewielkim balkoniku, wyglądając na kanał spomiędzy dwóch doniczek z delikatnymi, różowymi kwiatami. Przez chwilę rozglądał się wokół, jakby czegoś szukał, po czym spojrzał na pozycję zawieszonego wysoko nad budynkami słońca.

     Czekał.
     Specjalnie przybył dużo wcześniej, aby przyjrzeć się i sprawdzić okolicę, którą jego przeciwnik wybrał na miejsce starcia. Niewielki mostek wznosił się nad kanałem, pozwalając ludziom przechodzić z jednej strony na drugą, jednocześnie przepuszczając pod łukiem przepływające łódki. Metalowa barierka z misternymi zdobieniami przypominającymi płatki kwiatu, przytwierdzona była do popękanych kolumienek zrobionych z białego, niegdyś gładkiego, kamienia. Miejsce to przypominało zamkniętego w sobie, kontemplującego człowieka. Wydawało się jakby stojące blisko siebie, wysokie budynki odcinały ten niewielki skrawek od wielkiego świata. Odrapany tynk oraz stara, brudna i wyblakła farba na ścianach nie psuły okolicy. Zamiast wyglądać brzydko i niechlujnie, dziwnie dobrze pasowały do panującego tu spokoju, dodając odrobinę nostalgicznego nastroju. Widniejące gdzieniegdzie na frontach zacieki tworzyły wrażenie, jakby poziom wody był kiedyś znacznie wyżej i z biegiem czasu sukcesywnie opadał, odsłaniając ukryte okna na świat. Niektóre z ich okiennic opadały trochę na bok, krzywo, jak gdyby widziały już zbyt wiele, zbyt długo. 
     Znał to wszystko bardzo dobrze. Każdego dnia było tu tak samo. Miejsce nie niepokojone przez głośne rozmowy i śmiechy przechodniów, których nie widziało się tu często, zmieniało się stopniowo, powoli wedle reguł natury. 
     Spojrzał w dół i ujrzał niewielką motorówkę rytmicznie kołyszącą się na spokojnej wodzie kanału. Z jej burt odchodziły płaty farby, a umocowana flaga słabo powiewała. Nie można było powiedzieć, żeby woda była czysta ani brudna. W dzień od błękitno-zielonej tafli odbijały się promienie słoneczne, a zapach przypominał mu dawne czasy spędzone na ulicy w porcie, wśród wielu śmierdzących statków i spoconych ludzi. Jednak wieczorem, kiedy delikatny wietrzyk poruszał stojącym przez cały dzień powietrzem, rozchodził się przyjemny, delikatny, lekko słonawy zapach. Zapach morza.
     Ponownie spojrzał w górę. Słońce zaczęło chować się już za odległymi dachami budynków, rzucając coraz to dłuższe cienie wzdłuż ich ścian. Czas minął.
     A jego wroga wciąż nie było.
     Nie przejmował się tym. W końcu oznaczało to, że bez żadnego wysiłku utrzymał swoją pozycję króla dzielnicy. Od niechcenia polizał łapę, po czym wypluł kilka kulek sierści i wskoczył na barierkę okalającą niewielki balkonik. Przeskakując na sąsiedni parapet, zastanawiał się jaki też przysmak mógł kupić człowiek, mający zaszczyt opiekowania się nim.


Miejsce drugie - Venhir

     Leżał na swoim ulubionym leżaku, który jak zwykle po śniadaniu przyniósł tutaj ze sobą. Nawet czterdziestostopniowy gorąc nie mógł sprawić by Francesco Bommarito zrezygnował z przebywania w swoim ulubionym miejscu. Ostatni raz zdarzyło się to podczas wichury, blisko dziesięć lat temu. W każdy inny dzień, poza tym jednym, zjawiał się tutaj i obserwował, kontemplował oraz odpoczywał. Ten skrawek Ziemi mógł śmiało nazwać centrum swojego życia. Od deszczu chronił go mały balkonik, znajdujący się dokładnie nad nim. Natomiast upał nie robił na nim wrażenia. Był Włochem z dziada pradziada, nie rozumiał jak można kryć się przed słońcem pod parasolami tak modnymi wśród turystów.
     Z tego miejsca Francesco miał doskonały widok na kamienicę, której był właścicielem, zarządcą i konserwatorem. Mógł stąd także podziwiać most, co prawda nie należący do niego, ale będący nieodłącznym elementem tego miejsca. Jednak Włoch traktował go jak swoją własność. Któż inny interesowałby się tym kawałkiem kamienia, wśród tysiąców innych cud architektonicznych znajdujących się w Wenecji?
     Otworzył jedno oko i popatrzył w głąb ulicy. Dostrzegł dwójkę osób, która zbliżała się w jego kierunku. Po chwili mógł rozróżnić szczupłą kobiecą sylwetkę i szerszego w ramionach mężczyznę. Zakochana para turystów, która przybyła podziwiać zabytki nieznanego im miasta. Pokiwał głową i uśmiechnął się nieznacznie. Czy to naprawdę zawsze musi wyglądać tak samo? Za chwilę wejdą po kilku stopniach na most, stąpając po zniszczonej zębem czasu kostce. Przejdą po śladzie koła powozu, kawałku podkowy złączonym w jedną całość z kamieniem. Różne części pomostu były wiele razy remontowane, ale kostka trwała u szczytu schodków przez wieki. Była w niej jakaś magia. Francesco nieraz wyobrażał sobie, że po tym bruku chodziły kiedyś osobistości minionych stuleci. To sprawiało, że niemal czuł się niegodzien tędy przechodzić. A jednak wciąż wracał i studiował każdy metr kwadratowy w poszukiwaniu śladów przeszłości.
     Potem zakochani oprą się o metalową balustradę przytrzymywaną w dwóch miejscach przez marmurowe słupy. Nie zwrócą uwagi, że barierka ma kształt równoramiennych krzyży o zaokrąglonych końcach i przeciętych przez poprzeczne pręty na cztery równe części. Francesco uwielbiał zwracać uwagę na każdy szczegół; dostrzegał stąd nawet plamki rdzy w poszczególnych miejscach. W tej prostocie było jakieś urzekające go piękno.
     Nie spojrzą również niżej, gdzie pomiędzy podstawą, a balustradą znajdowało się serce i cała wspaniałość mostu. Wbudowany był tam przepiękny kamień. Włoch nie znał jego nazwy, ale wystarczyło mu to, co widział. Karmazyn mieszał się z ciemną zielenią, nadając całej budowli niesamowitego charakteru.
On wskaże ręką na łódkę przycumowaną zaraz pod nimi do brzegu kanału. Być może powie jej, że chciałby móc popłynąć wraz nią. Motorówka należała do Francesca. Nie przedstawiała nic specjalnego. Była biała, gdzieś na lewej burcie znajdowała się jej nazwa nadrukowana błękitną czcionką – „Chiara”. Ster został obudowany, w dole zwykłym pomalowanym białą farbą drewnem, a wyżej szkłem. Drobny pokład wypełniały zwoje lin i wszechobecny bród. Maszyna została mocno wyeksploatowana i często odmawiała posłuszeństwa. Właściciel właściwie nie rozumiał, co turyści widzieli w niej zachwycającego czy romantycznego.
     Wzrok zwiedzającej pary przykuło odbicie kamienicy w wodzie. Powoli podnieśli głowy, by spojrzeć na budynek. Blok w tym miejscu biegł równolegle do mostu, by skręcić o dziewięćdziesiąt stopni w kierunku patrzących, a po kilku metrach znów wykonać zwrot i biec dalej wzdłuż kanału. Kobieta przesłoniła sobie oczy małym kolorowym wachlarzem, żeby nie raziło jej światło słoneczne i przyjrzała się uważnie.
     — Ten budynek musi być bardzo stary… — Dobiegł go jej głos. Resztę zagłuszył gwar rozmów przechodzącej wycieczki. Dostrzegł jednak, jak ręką wskazuje jeden ze zniszczonych fragmentów ściany, jakby chcąc potwierdzić swoje słowa. Francesco uśmiechnął się do siebie. Kamienica rzeczywiście była już nadgryziona przez czas. Dawno straciła swój jaskrawopomarańczowy kolor. Pozostały jedynie niewielkie części niezabrudzone przez spaliny, deszcze i inne nieczystości dużego miasta. Gdzieniegdzie kolor zupełnie wyblakł pozostawiając białe, brzydkie plamy. Od dołu ściany zaczynały się już kruszyć odkrywając nagie cegły. W miejscu gdzie budynek łączył się z małym kamiennym chodniczkiem ktoś postanowił wymalować jakieś niewiele znaczące bazgroły. Jednak miejsce, na które wskazywała turystka nie było zniszczone przez czas. Zdewastowany fragment powstał w wyniku jego nieudolności. Próbował naprawić zniszczony fragment ściany, ale w efekcie musiał zabetonować szkody jakie narobił, ale oni nie mogli przecież o tym wiedzieć.
     Turyści zaczęli przyglądać się rzędom dziwnych okien. Jedno z nich tworzyło nawet małą drewnianą przybudówkę. Każde wyróżniało się czymś od pozostałych, wszelka symetria nie miała tu prawa istnieć. Niektóre okiennice lśniły jeszcze nowością, inne były zniszczone przez wielokrotne używanie. Ktoś dobudował sobie piękny mały balkonik, przytrzymywany przez marmurową podstawę. To właśnie na nim zatrzymały się oczy patrzących. Uwagę przykuwały piękne różowe róże w doniczkach przytwierdzonych do metalowej poręczy. Wyglądały cudnie w blasku słońca. Gdyby tak postać chwilę dłużej do nozdrzy docierał olśniewający zapach kwiatów. Zakochana para wydawała się urzeczona. Nagle niespodziewany podmuch wiatru wyrwał z ręki kobiety wachlarz i powoli położył go na wodach kanału...
     Francesco obudził się nagle i otworzył oczy. Nie pamiętał kiedy zasnął, ani jak długo spał. Most był pusty. Zerknął na balkonik swojego mieszkania, ale doniczki również ziały pustką. Nie było śladu po różach, które widział tak wyraźnie. A może mu się przyśniło? Włoch pomyślał o Chiarze, która na pewno nie dopuściłaby, aby zabrakło kwiatów, ale ona odeszła już dawno. Będzie musiał się tym zająć, jednak ma przecież sporo czasu, odłoży to na później. Zamykając oczy spostrzegł jeszcze wachlarz unoszący się spokojnie na wodzie. Wkrótce zapadł w głęboki sen.


Miejsce trzecie - Raider of Apocalypse

     Tak jak każdego innego dnia, tak i dzisiaj Miguel przepływał przez wąskie weneckie kanały. Zawód gondoliera był w jego rodzinie przekazywany z pokolenia na pokolenia i nikt nie wyobrażał sobie, aby mogło być inaczej. Dziś jednak nie będziemy zagłębiać się w historię familii naszego bohatera, ani dyskutować, nad słusznością jego wyborów. Skupimy się raczej na tym, czego Miguel nie dostrzegał, na tym co powinno go zachwycać, a czego kompletnie nie zauważał.
     Cóż może być bowiem piękniejszego, od klimatycznego weneckiego kanału? Niepozorne ściany kamienic, skruszone już nieco przez ząb czasu, tętniły życiem, przybierając coraz to inne barwy, przechodząc z szaroburych przez białe, brązowe, pomarańczowe, by zaraz przy czarnej rynnie, wybuchnąć krwistą czerwienią. W całą tę gamę barw idealnie wpasowywały się zwyczajne, proste okiennice, z drewnianymi zasłonami w różnych odcieniach koloru niebieskiego. Gdyby nie most spinający brzegi kanału, moglibyśmy odnieść wrażenie, że cała budowla najzwyczajniej w świecie dryfuje. Wydawać by się mogło, że ów most nie charakteryzuje się niczym szczególnym, zwykły, w większości wykonany z białego kamienia, z metalowymi barierkami zawiniętymi w kształt rozetek, gdyby jednak przyjrzeć się z odpowiedniej perspektywy, ciężko nie ulec odczuciu, że architekt doskonale wiedział co robi. Znajdująca się za mostem, znana już nam kamienica, z balkonikiem usytuowanym centralnie na środku, okraszonym doniczkami kwiatów, jak również dziwna, wielka okiennica, okuta drewnianymi ramami, zaraz pod nim, były wręcz stworzone dla tego widoku. Gdy dodać do tego białą, nie pierwszej młodości motorówkę, cumującą zaraz koło mostu oraz jeden, jedyny liść spokojnie płynący wodami kanału, wszystko to układa się w obraz pięknego weneckiego zaułka.
     Marzący o zagranicznym urlopie Miguel, nie dostrzegał jednak tego wszystkiego, nie zauważył również młodej kobiety, która w radosnych podskokach wbiegła na most i posłała mu piękny uśmiech…

Drugi konkurs - Karta postaci - Zwycięzcy!

     Drugiem konkursem, jaki zorganizował Leśny Dwór, było stworzenie Karty Postaci według podanego wzoru:

- Imię/imiona i nazwisko (opcjonalnie)
- wiek
- Specjalizacja/zawód
- Wzrost
- Waga
- Wygląd
- Charakter
- Biografia

     Wzięło w nim udział siedmiu Użytkowników. Poniżej prezentujemy dwie prace, które zdobyły pierwsze miejsca.

Miejsce pierwsze - InfernalTear

Imię: Veriena

Wiek: 24 lata
Wzrost: 1,75m
Waga: 59kg

Specjalizacja: Czarodziejka (zielarka)

Wygląd:
     Veriena jest urodziwą kobietą o smukłej sylwetce i śniadej skórze. Jej gęste, granatowe włosy opadają falami aż do bioder, dlatego zwykle nosi je związane w gruby warkocz. Szczupłą, delikatną twarz zdobią duże, trójkolorowe oczy z długimi rzęsami, pod którymi widnieje tatuaż magiczny, w kształcie dwóch pazurów. 
     Ubiera się dość wyróżniająco – zwykle nosi skórzany gorset wiązany od przodu, długie rękawiczki, ciemne spodnie i wysokie buty z rzemykiem. Od grubego paska odchodzi brązowy materiał, który niczym peleryna okrywa jej nogi. Do niego również przypięte ma liczne woreczki z kamyczkami i pyłem magicznym. Jej szyję zdobi dość duży, pozłacany zegarek, wiszący na łańcuszku – prezent z dzieciństwa.

Charakter:
     Miłość do zwierząt i przyrody – to chyba najważniejsze. Veriena od najmłodszych lat kochała spacery po lesie, a zioła i wszelaka roślinność stały się jej największą pasją. Nieprzeciętna inteligencja i ogromna wytrwałość pozwoliły jej być najlepszą w tym co robi. 
     Zwykle miła, uśmiechnięta dziewczyna, potrafi jednak pokazać swoją mroczną stronę, a czasem nawet wycisnąć z kogoś ostatni oddech. Jej więź ze światem przyrody jest tak silna, że jeden najmniejszy błąd z kogoś strony, może obudzić w niej demona. Wtedy jest bezwzględna i bezlitosna... głucha na krzyk i błagania.
     W sprawach miłośnych nie wykazuje większego zainteresowania. Ceni sobie wolność i niezależność, co pozwala jej zdobywać wiedzę i kształtować swoją osobowość. Do swojej pracy wkłada całe serce, przez to chwali ją wiele ważnych osób – chociaż bywają i tacy, którzy wolą się do niej nie zbliżać. W końcu nie wiadomo, czy po jej smacznej herbatce wrócą jeszcze do domu.
     Veriena uwielbia czekoladę i najchętniej pochłaniałaby ją w każdej postaci, nie ważne czy na cieście, ciastkach, w tabliczce czy w rogalach. Jest także smakoszką czerwonego wina, które lubi popijać do posiłków, lub w czasie pisania jakiejś pracy.

Biografia:
     Veriena przyszła na świat w zamożnej rodzinie, w czasie szkarłatnej nocy. Kilka dni po narodzinach, rodzice podrzucili ją pod drzwi chaty czarownicy, w obawie o dalsze życie córki w ich domu. (W kraju Fallden wszystkie czarownice były zabijane z powodu obawy o szarańcze, klątwy i inne tego typu przykre sytuacje. Jedynie czarownicy mieli szanse na przeżycie, gdyż wszelkimi winami obarczano kobiety). 
     Dziewczynka przez dwanaście lat mieszkała z kobietą, którą traktowała jak rodzoną matkę. Deltaia nauczyła ją wszystkiego, co tylko potrafiła, zarażając miłością do ziół i roślinności, oraz magii kamieni i pyłów. Niestety, gdy dwunasty czerwony księżyc oświetlił czarne niebo, czarownica została zabita przez przesądnych mieszczan, a Veriena wylądowała na mrozie.
     Gdyby nie pomoc mieszkańca lasu, zamarzłaby w samym środku dziczy. Przyprowadzony przez chowańca mag, zabrał dziewczynkę do swej wieży i tak już zostało. W zamian za dach nad głową, wyżywienie i naukę, chętnie pomagała przy zbieraniu ziół, drewna, a także przyrządzała posiłki.
     W wieku siedemnastu lat, postanowiwszy pogłębić swoją wiedzę, wyruszyła do renomowanej szkoły magicznej, znajdującej się w sąsiednim kraju. Wtedy jej życie w końcu nabrało sensu, rozświetlając radością ponure dni. Veriena była niezwykle utalentowaną zielarką, świetnie posługiwała się magią ziemi, oraz tworzyła niezawodne, dotąd nieznane trucizny. Nauka, oraz praca w klinice otworzyły jej drzwi do sławy, a talent docenił nawet sam król. Niestety o jej względy starał się także nadęty kandydat na księcia, co bardzo utrudniało jej życie i psuło nerwy. Po niedługim czasie posypały się pierwsze zlecenia, a jedno z nich otworzyło nowy etap w jej życiu – Atak na potwora. Nowa znajomość okazała się jednak ciężka i smutna, a życie ze świadomością niemocy, niezwykle uciążliwe. Jednak jakby nie było źle, zawsze u boku miała swojego wiernego... wygadanego kruka.


Miejsce drugie - Seranvis

Imię i nazwisko: Sergiej Kaltwein, Morthran (przybrane).

Wiek: 20 lat (według kalendarza Morveńskiego).

Specjalizacja/zawód: Łowca.

Wzrost: ~180 cm.

Waga: ~80 kg.

Wygląd: Sylwetkę, jak patrzeć, typową ma dla łowców – od razu wiadomo, że silny i zwinny. Ciemnobrązowe włosy obcięte krótko, na bandycką modłę. Wyraźne, ostre rysy twarzy podkreślają trzy cienkie blizny, biegnące równolegle od lewego policzka po górną wargę, a ta najbardziej u dołu przechodząca pod ustami i zachodząca aż na podbródek. W połączeniu z bystrym, jastrzębim spojrzeniem piwnych oczu, daje mu to aurę wiecznie czujnego drapieżnika. Najczęściej spotykany w szaro-brązowo-zielonym kaftanie łowcy. Na lewym przedramieniu widnieje tatuaż przedstawiający sztylet opleciony przez węża.

Charakter: Lubi świeże powietrze, łowy i chłodne piwo po ciężkim dniu pracy. Ma rzadko spotykane poczucie osobistego honoru, co jest jednym z powodów nienawiści do kupców, którzy jego zdaniem są nikczemni. Jest osobnikiem wyjątkowo spostrzegawczym i pomysłowym.  Uwielbia mięso pieczone na wolnym ogniu... przy muzyce, w towarzystwie innych łowców. Jest wyznawcą kultu Wilczarza.

Biografia: Urodził w Kaanakt, jako syn żołnierza, w roku 2316 kalendarza Morveńskiego. W wieku siedmiu lat trafił do terminu u mistrza Arwella, co zaczęło jego karierę jako łowcy. W tym też czasie podkochiwał się w Kaatri Sanderine. Gdy uciekła z miasta, Sergiej pozostał w terminie, czego dotąd nie potrafi sobie wybaczyć. W wieku 14 lat został czeladnikiem. Wielokrotnie podróżował po terenach Paktu Morveńskiego i poza jego granice. W tym czasie nauczył się doskonale strzelać z łuku, odebrał także wojskowe szkolenie w sztuce walki mieczem. Oprócz ojczystego języka – morveńskiego, potrafi się także posłużyć północnym i anquastiańskim. W wieku dwudziestu lat, na kilka dni przed uzyskaniem tytułu mistrza, został zmuszony do ucieczki z rodzinnego miasta.

Pierwszy konkurs - Opis obrazka - Zwycięzcy!



     Pierwszym zorganizowanym na forum konkursem był konkurs na opis przedstawionego wyżej obrazka. Wzięło w nim udział sześciu Użytkowników. Poniżej prezentujemy prace, które zdobyły pierwsze trzy miejsca.

Miejsce pierwsze - Użytkownik Art-man

     Kiedy szło się po szeleszczących pod ciężkimi butami liściach głowę wypełniał całkowity spokój. Ten dźwięk, głośny, zagłuszający ptaki, całkiem niepodobny do muzyki, pospolity, był jednocześnie tak kojący dla ludzkiego ducha i umysłu, że chciało się tak kroczyć na drugi kraniec lasu, byleby tylko móc go słuchać przez całą drogę, byleby to trwało. W jakiś sposób leczył człowieka od wszystkich trosk i zapełniał ich miejsce w jaźni czyniąc go wolnym. To było jedną z rzeczy, za które uwielbiam takie wędrówki. Rzadko wybieram się tam, żeby zbierać grzyby. Kiedy patrzy się przez cały czas w dół, na ściółkę, w ich poszukiwaniu, nie widzi się tego runa, tych koron drzew. Trzeba patrzeć prosto przed siebie, ogarniać wzrokiem całe piękno i oddychać głęboko powietrzem, zdającym się dla nosa być identycznym do tego, które unosiło się w raju po pierwszym wschodzie słońca.
     Przez las, może przez jego środek, przebiegała nieutwardzona, polna droga. Czasem, gdy latem zamiast szelestu liści chciałem usłyszeć ćwierkot ptaków, ostrożnie stawiałem na niej nogę, po czym zaczynałem iść w jedną, lub w drugą stronę. Na południe prowadziła na pola uprawne i zielone łąki, okraszone kwiatami , a na północ do doliny, gdzie pod kamieniem nagrobkowym leżą rosyjscy żołnierze, których imion nikt nie zna. Mimo, że wiedziałem dobrze gdzie prowadzi ta ścieżka, zawsze wyobrażałem sobie na końcu jakiś inny świat. Po części była to prawda.
     Było takie miejsce, skrywane jak największa tajemnica. Pamiętam jak wyglądało, kiedy byłem tam pierwszy raz. Było wtedy lato. Droga, dzięki temu, że nie padało od kilku dni, stała się całkowicie sucha i przyjemnie gładka. Daję słowo, że gdyby nie złośliwe szyszki pałętające się pod nogami w niektórych miejscach, szedłbym boso, żeby poczuć pod stopami chłodną ziemię. Drzewa rosły coraz gęściej, aż niebo stało się prawie niewidoczne. Buki stały zaraz obok olch, wiązy cisnęły się na jasno zielone jesiony, parę topoli, wyglądających jak kolumny w świątyni rywalizowało o światło z modrzewiami, ale i tak wszystkich przerastały dwa stare, wysokie dęby, które z dumą rozpychały się gałęźmi pośród innych. Rosły obok siebie, niczym bliźniaki, a pomiędzy nimi biegła dalej ścieżka. Stanowiły istną bramę, dwóch potężnych wielkoludów – strażników drzemiących na służbie.
     Idąc dalej, zobaczyłem To miejsce. Była to miniaturowa polanka. Wyłaniała się z ciemności. Nie, nie była jaśniejsza od reszty lasu, czy coś w tym rodzaju i nie staram się tu niczego koloryzować. Gdy się na nią wchodziło, pasowało do niej jedynie określenie „wyłaniać się z ciemności”. Słupy słonecznego światła wpadały do niej, po czym oblewały jasnym rumieńcem, który nadawał kruchym paprociom, wypełniającym środek polanki kolor złota. Barwa ta mieszała się z zielenią traw i czerwienią liści. Tak powstawał piękny dywan, utkany przez naturę, wypełniający nie tylko to miejsce wspaniałymi barwami, ale też i serce uczuciem radości.
     Wiatr tchnął ciepłym wiatrem i liście podniosły się w górę. Zatańczyły razem na wysokości mojego wzroku niesione wirem. Przez moment, jakieś dwie, najwyżej trzy sekundy, niby mgnienie oka, zdawało mi się, że przybrały jakby kształt podobny do tancerki przybranej w suknię, zachęcającej mnie do głębszego wejścia, by później bezpowrotnie się rozwiać. Pamiętam to jak dziś. O niebiosa! Myślałem, że to prawdziwa nimfa. 
    W koło stały rzędy brzóz, które w mojej wyobraźni stały się dostojnymi rycerzami w białych zbrojach. Wszystko rosło harmonijnie, zgodnie w stronę chmur. Każdy był tam sobie bratem, nawet mnie powitano jak swojego. Powiedzcie, czyż to nie inny świat?
    Jeśli pójdziecie prawdziwą leśną drogą, zapomnicie o wszystkim co was boli, o waszych winach, trudnych obowiązkach, zawiedzionych nadziejach i zaczniecie biec przed siebie ile sił w nogach, ile powietrza w piersiach, też na pewno tam traficie.


Miejsce drugie i trzecie ex aequo

InfernalTear

     Dlaczego to, co piękne jest zwykle nieosiągalne? Dlaczego słońce, codziennie wyłaniające się zza horyzontu, nie ogrzewa serc wszystkim pragnącym? Co z tego, że wznoszą twarz ku niemu, skoro nawet maleńki promień nie muśnie ich zmarzniętego policzka...

     Znów szła tą samą ścieżką, pomiędzy gąszczem zacienionych drzew. Szła, chociaż miała więcej tego nie robić, nie przywoływać wspomnień. Nie chciała więcej bólu, nie chciała czuć tęsknoty i kajdan, ściskających żołądek. Mimo tego podążała dalej piaszczystą drogą, choć wiedziała, co znajdzie na jej końcu.
     Jesienne liście szeleściły pod delikatnymi podeszwami jej znoszonych butów. Ciepły wiatr śpiewał między koronami drzew, a maleńkie, kolorowe ptaszki wtórowały mu, siedząc na gałęziach. To było magiczne miejsce. Magiczne jak ona i on, jak to bolące serce.
     Po niedługiej chwili zatrzymała się gwałtownie, przywiedziona zmysłami. Zamknęła powieki i odrzucając na plecy ciężki warkocz, wciągnęła przez nos świeże powietrze. Kochała zapach sosen i mokrej kory. Obcowanie z naturą uspokajało ją, głaskało duszę. Sprawiało, że chciała żyć, nawet gdy w środku czuła ból.
     Otworzyła oczy, stając twarzą w twarz ze wspomnieniami. Pięknymi, lecz jak toksycznymi.
     Jej wzrok, ponownie jak kiedyś, spoczął na dużych, złotych paprociach, których liście z gracją kołysały się na wietrze. Jasnozieloną trawę zdobiły różnobarwne liście klonu i dębu. Gdzieś tam z pewnością musiały leżeć żołędzie, o ile nie pozbierały ich głodne wiewiórki. Smukłe brzozy pięły się wysoko w górę, a ich jasna kora ledwo wyłaniała się z ciemności, oświetlona nieco bladym światłem.
    Biała poświata słoneczna przebijała się przez ściśnięte gęsto korony drzew, sprawiając, że cała okolica wydała się wyciągnięta z bajki. Rosa spoczywająca na delikatnych roślinach zalśniła kolorami, wprowadzając zachwyt do samej podświadomości.
     Odwróciła wzrok, spoglądając na drogę przed sobą. Wtedy go zobaczyła. Te cudowne oczy, niczym bursztyny, lśniące prawie złotem. Włosy czarne jak smoła, kołyszące się nad długimi rzęsami... i ten znikomy uśmiech.
     Zrobiła krok do przodu, czując jak jej serce zaczyna bić szybciej. Boże, on naprawdę tam był!
     Nagle wyraz jego twarzy stężał, a mięśnie napięły się gwałtownie. Ręka spoczywająca wzdłuż ciała, poruszyła się w stronę przypiętej u boku broni.
     Wzdrygnęła się.
     Dlaczego?
     Kolorowe liście zawirowały nad ich głowami, jakby chciały odtańczyć jakiś dziki taniec. Wiatr stał się zimny i porywisty, brutalnie szarpiąc jej odzieniem. Przyśpieszyła kroku, nie mogła pozwolić mu odejść. Nie tym razem, nie w tym samym miejscu. Nie obchodziło ją, że nie mogą być razem, musieli.
Musieli...
     Podeszła bliżej, wyciągając przed siebie szczupłą dłoń. Gdy czubki jej palców dotknęły jego skóry, przeszedł ją dreszcz.
     Mężczyzna uśmiechnął się kwaśno. Rozluźnił się, jednak oczy nadal powstały niewzruszone, przepełnione żalem i smutkiem. Zamknął powieki i odsunął się tak, by nie móc jej dotknąć. Gdy ponownie je otworzył, źrenice przybrały inny kształt, a z pleców wystrzeliły ogromne, czarne skrzydła.
     Kobieta wstrzymała oddech, czując gorzkie łzy napływające do oczu.
Nie mogła pozwolić mu odejść... jednak już to zrobiła.
    Wiatr zagwizdał między drzewami, szarpiąc krzewami i paprociami. Oderwane liście wzbiły się w powietrze, wirując wściekle nad wydeptaną ścieżką. Słońce powoli chowało swe promienie. Ciemność ogarniała cały las. Ciemność pożerała jej serce.
     Wtedy zniknął. Rozpłynął się niczym hologram, nie pozostawiając po sobie nawet najmniejszej oznaki prawdy.
Łkając, opadła na kolana.
     Gdzieś w oddali zawył wilk.

     Co z tego, że Bogowie dali miłość? Uczucie bardziej krzywdzące niż piękne. Toksyczne w niemocy i złudne w nadziei...


Venhir

     Wesoły orszak podążał powoli leśną ścieżką. Na przedzie jechał dumnie, rozradowany błazen w jaskrawym ubraniu. Zdawał się nie przejmować tym, że jego pokraczny osioł potyka się co chwila, prawie zrzucając go przy tym z siodła. On, poprawiając tylko swoją wielobarwną czapkę z dzwoneczkami, naśladował dalej jednego z hrabiów, przy wtórze śmiechów kompanii. Tuż obok niego trębacz, wraz z dwoma bębniarzami, grali wesołą melodię. Słyszące to wiewiórki, które szukały orzechów, aby zgromadzić je przed nadchodzącą zimą, uciekały do swoich norek, a ptaki odlatywały spłoszone. Nawet dziki, odwracały tylko głowy i odbiegały, racicami uderzając ciężko o ziemię. Jednak muzycy nic sobie z tego nie robili, bijąc tylko mocniej w bębny.
     Zaraz za tą czwórką jechał oddział kilkunastu rycerzy, ubranych w ślniące w słońcu zbroje. Tarcze i miecze mieli przewieszone na plecach, hełmy zaś przymocowane u boków koni. Lniane kropierze, które zdobiły ich wierzchowce miały granatowo-złoty kolor, a na środku wyszyty był siedzący na gałęzi czarny sokół, z uniesionymi skrzydłami i z głową zwróconą na wschód.
     Żołnierze byli bardzo rozluźnieni, gawędzili ze sobą głośno, popijając wino z manierek. Młodsi rozglądali się dookoła podziwiając piękno lasu, którego jeszcze nigdy nie widzieli. Starsi woleli patrzeć na wygłupiającego się błazna. Czasem któryś ryknął śmiechem po usłyszeniu dobrego żartu. Nic poza rynsztunkiem nie wskazywało, że jest to oddział zasłużonych rycerzy.
     Orszak zamykał powóz ciągnięty przez dwa piękne, kasztanowe ogiery. Posuwał się po pasach wyjałowionej przez koła innych pojazdów ziemi, od czasu do czasu podskakując na większych kamieniach. Obok czuwał młodzieniec ubrany w jedwabną, granatową szatę z tym samym, co na kropierzach sokołem, wyszytym na piersi. Miał jasnoniebieskie, śmiejące się oczy oraz bujną, ciemną czuprynę, którą rozdmuchiwał wiejący wiatr. Raz po raz zaglądał do środka powozu, po czym odwracał się rozradowany, daremnie próbując zachować należytą powagę.
Po pewnym czasie chłopak zatrzymał oddział. Wszyscy posłusznie stanęli, ucichła muzyka i śmiechy.
     – To tutaj, pani – rzekł młodzieniec.
     Z powozu wyłoniła się młoda kobieta. Złociste loki opadały jej na twarz częściowo skrywając jasnozielone oczy. Chabrowa suknia podkreślała jej szczupłą sylwetkę. Z postawy dziewczyny dało się wyczytać, że pochodzi z wysokiego rodu. Wszyscy rycerze byli w nią zapatrzeni, nigdy jeszcze nie widzieli jej tak pięknej, jak w tym momencie. Przyjęła podaną przez chłopaka rękę, patrząc mu z miłością w oczy i zeszła z gracją po stopniach powozu. Śniadą cerę przykrył delikatny rumieniec, gdy zorientowała się, że wszyscy na nią patrzą.
     – Rozejrzyj się tylko – powiedział podnieconym głosem młodzieniec, zapominając o dworskiej etykiecie.
    Wyszła zza wozu na polanę, jakby pokrytą dywanem z trawy. Włosy mierzwił jej chłodny, jesienny wiatr. Rozejrzała się wokoło podziwiając wysokie buki i majestatyczne dęby, których pni nie objęłoby nawet trzech dorosłych mężczyzn. Ich korony mieniły się różnymi kolorami liści, tworząc niesamowity widok. Wzięła głęboki wdech, napwając się orzeźwiającym zapachem lasu i rosnących nieopodal orchidei. Rozpromieniła się, gdy do jej uszu dobiegło ćwierkanie małego brązowego ptaszka, który wcześniej przestraszony został przez muzyków, a teraz przyleciał rozsiadając się na szerokiej gałęzi dębu. I wtedy jej oczy dostrzegły miejsce skąpane w słonecznym blasku, jak gdyby natura chciała je wyróżnić. Zaczęła się tam powoli zbliżać czując pod stopami podmokłą, po niedawnym deszczu ziemię i chrzęst ususzonych liści, które zdążyły już opaść z drzew. Gdy na twarzy poczuła ciepło promieni, doznała nieznanego jej dotąd uczucia wolności. Roześmiała się i zaczęła kręcić w kółko z uniesionymi rękami. Młodzieniec, który tak pilnie czuwał przy jej powozie, podbiegł teraz do niej i chwycił w ramiona. W tym samym momencie wiatr zakręcił liśćmi, wzbijając je w powietrze, tworząc coś na kształt zasłony, jak gdyby chcąc odgrodzić zakochanych od reszty świata. Czas zdawał się stanąć w miejscu, wyglądali jak dwa anioły, które zaraz wzbiją się w powietrze. Nagle jeden z rycerzy wbiegł na polanę i przewrócił młodych na ziemię. Wyciągnął zza pazuchy sztylet i przystawił go do gardła chłopaka, uważając przy tym, by nie uciekał mu dziewczyna.
     – Nie ruszać się, bo go zabiję – rzucił ostrzegawczo do rycerzy.
     – Popełniasz wielkie głupstwo – wycedził młodzieniec.
   – Kto nie daje innym zaznać szczęścia, ten sam nigdy go nie zazna – powiedział napastnik lekceważąc poprzednio wypowiedziane słowa. Skończywszy mówić docisnął mocno sztylet do gardła chłopaka i pociągnął, a następnie wbił go kilkakrotnie w plecy kobiety.
     Słońce schowało się za chmurami, ptak odleciał z trzepotem skrzydeł, a drzewa zdawały się kurczyć, smętnie opuszczając gałęzie. Trawnik szybko stawał się czerowny od krwi.
     Czterech rycerzy, nie do końca świadomych co się stało, popędziło odruchowo za uciekającym zabójcą. Pozostali stali w miejscu, nie mogąc uwierzyć w to, co się tutaj przed chwilą wydarzyło. Wreszcie jeden z rycerzy się ocknął. Zsiadł z konia i, jak we śnie wyciągnął miecz, a chwilę potem klęknął przy zabitych, wbijając go w ziemię. Wiatr szarpał jego długie włosy, a twarz wykrzywiła mu się w nieodgadnionym grymasie. Wziął w ramiona ciało kobiety, opuścił głowę i zapłakał.


Początki

     Forum literackie Whispers in the dark, potocznie nazywane Szeptami, powstało z inicjatywy dwóch młodych pisarskich dusz, administratorek kryjących się pod nickami Infernal Tear oraz Pearl Raven. Pomysł zrodził się w ich głowach stosunkowo dawno temu, a spowodowany był wszechogarniającą nudą i chęcią stworzenia czegoś swojego, czegoś nowego. Forum nakierowane na pisarstwo to nie taki nowy twór i trudno zrobić coś innego od tych, jakie już istnieją w sieci. Jednak po tygodniach przemyśleń i uzgodnień, były pewne, że nie zrobią nic, jeśli w ogóle nie zaczną. I tak pewnego mroźnego, szarego popołudnia, a było to dokładnie szesnastego dnia stycznia roku 2012, projekt w swej surowej formie oficjalnie ożył.
     Jak powiadają, początki są trudne, ale nic nie powstaje ot tak nagle, piękne i gotowe. Wkładając serce i cały wolny czas w reklamę i rozwój portalu, już w pierwszych tygodniach zyskaliśmy grono aktywnych użytkowników i zaprzyjaźnionych stron. A co innego, jak nie użytkownicy i atmosfera wśród nich panująca, jest wyznacznikiem dobrego forum? Ale oczywiście nie stawiamy tylko na zbieranie gości, bo to nie ich liczba się liczy, a zaangażowanie. Budujemy relacje oparte na przyjaznym i fachowym podejściu do każdego pisarza, bo to głównie do nich jest sierowana ta idea. Do tych młodych i starszych, do piszących miesiąc, rok czy dwadzieścia lat.
     Jednak Whispers in the dark nie stawia tylko na piszących. Równie dobrze czas spędzą u nas osoby lubiące po prostu rozmawiać na różne tematy — od książki, przez film, religię i sport, do dyskusji o wczorajszej pogodzie i wielu innych tematach.
     Na forum każdy piszący prozę czy poezję znajdzie wiele porad dotyczących swojego fachu. Użytkownicy, ale przede wszystkim ekipa forum, zwana Leśnym Dworem, służy pomocą na każdy temat dotyczący pisarstwa. Wszelkie poradniki powstają z myślą o różnych aspektach tworzenia, tych technicznych jak i merytorycznych. Pilnujemy także, aby komentarze do prac pisane były w sposób, który autorowi może pomóc. Nie wszystkie są miłe, ale miłością nie zawsze da się uczyć. Ważne, że są szczere i pokazują młodemu literatowi drogę do perfekcji.

www.whispers-in-the-dark.pl
www.facebook.com/WhispersInTheDarkForumPisarskie