poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Wyższa Magia - recenzja 2

 
 Kira Iznajłowa - "Wyższa Magia"


    Kira Izmajłowa jest jedną z moich ulubionych autorek, a została nią po tym, jak przeczytałam drugą część Flossi Narren (jednak nie twierdzę, że pierwsza była zła!). Podoba mi się jej styl i umiejętność tworzenia fabuły i zaciekawiania czytelnika poprzez nawiązywanie każdym wydarzeniem do poprzedniego lub następnego. Wystąpiło to również w Wyższej Magii, jednak w ilości tak małej, że prawie niezauważalnej.
    Fabuła toczy się w świecie rzeczywistym, co nieco psuło cały klimat magii i ogólną część fantasy w książce. Historia krąży wokół głównej bohaterki, Nainy Czernowej, która to jest studentką na PUM'ie (uniwerku magicznym). Jak to zwykle (lub zazwyczaj) bywa, dziewczyna jest okropnie ciekawska i ciągle wpada w jakieś tarapaty, które oczywiście napędzają całą powieść.Byłam szczerze zawiedziona, kiedy doszłam do połowy książki i nie działo się w niej nic specjalnego. Oczekiwałam starannie opisanych zajęć magicznych, życia studenckiego, a dostałam skrót pięciu lat, szybkie wakacje, nieco przedłużona magisterka i, co mnie mocno zaszokowało, praca doktorancka. Naprawdę, poczułam się bardzo zawiedziona, gdyż po przeczytaniu poprzednich książek Izmajłowej, spodziewałam się wyższego poziomu. Bohaterka momentami głupkowata i naiwna, totalnie niekapująca jeśli chodziło o sprawy sercowe. Ignorantka w dziedzinie mody oraz urody... krótko mówiąc, w ogóle nie obchodzi ją jak wygląda. Zamknięta w sobie, niekoniecznie skora do wysłuchiwania plotek i zwierzeń znajomych. Chętna jednak na nowe, niezobowiązujące romanse, chociaż jak sama twierdziła, miłość była jej nieznana.
    Miał być wielki romans i w sumie był, ale właściwie nawet nie wiem gdzie i kiedy...Tak, właśnie taki był. O życiu pary dowiadujemy się dopiero, gdy związek przestaje istnieć. Prawdopodobnie lekko przesadziłam, bo wiadomości jakie otrzymuje czytelnik są dość skąpe. Kira zaserwowała nam również porządną dawkę śmiechu (za co jestem jej wdzięczna, bo inaczej nie dobrnęłabym do końca chyba nigdy) i kryminał w dużym sofcie. Tutaj również zostałam rozczarowana, chociaż faktem jest, że scenami walki autorka nie grzeszyła nawet we Flossi Narren.Sprawa morderstwa jednej ze studentek ciągnęła się przez kilkadziesiąt stron, jednak ostateczny moment starcia był wręcz żenujący. Pum, pum, dwa strzały, przeciwnik leży na łopatkach, sprawę załatwia milicja i po zabawie. Na szczęście zabawna końcówka zrekompensowała mi całe to nieporozumienie i zamknęłam książkę z uśmiechem na twarzy. Na plus oczywiście warsztat autorki, bo pomimo powtórzeń, które pojawiły się w niektórych miejscach, czyta się szybko, łatwo i przyjemnie. Bez zgrzytów, niezrozumienia i chwytania za głowę.Nie uważam, iż zmarnowałam swój cenny czas na czytaniu Wyższej Magii, jednakże na pewno nie włączy się ona w skład moich ulubionych, a wspomnienie o niej szybko wyparuje z głowy. Jeśli ktoś potrzebuje prostej, przyjemnej historii, która nie obciąży zbytnio umysłu, każąc skupiać się i rozstrzelać zażarcie zawiłe zagadki, to gorąco polecam. Nie mój gust, jednak jak to zwykle w świecie bywa, każda zmora znajdzie swego amatora!


InfernalTear

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz